piątek, 7 grudnia 2012

CASUAL FOLK

Motywy ludowe są w modzie już kilka sezonów. Wzory z łowickich wycinanek czy krakowskie kwiatki inspirują zarówno projektantów mody, jak i tych, którzy zajmują się dizajnem. Nie brakuje zapewne takich, którym moda na folklor się przejadła, lub od zawsze kojarzyła się jedynie z peerelowską Cepelią. Cóż, ja do takich osób nie należę. Być może dlatego, że lubię intensywne kolory i kontrastowe połączenia. Kolorowe kwiatki na czerwonym lub niebieskim tle niezmiennie cieszą moje oko.
I dlatego właśnie kiedy w ciucharni natknęłam się na zwykłą, nudną, szarą bluzę z kapturem, od razu wiedziałam co może dodać jej trochę życia. Wykonałam więc następujące czynności:
- kupiłam bluzę za 5 złotych
- kupiłam kawałek materiału w ludowe kwiatki ( 8 złotych )
-odcięłam bezlitośnie kaptur
-przyszyłam ludowy materiał

Kiedy już to wszystko zrobiłam, pokazałam efekt mężowi memu (na jego własne życzenie mężydłem nazywanemu), który z ochotą zgodził się machnąć fotki.

Z efektu jestem bardzo zadowolona. Myślę, że zwykła bluza się trochę uniezwykliła. A prezentuje się to dzieło tak:







poniedziałek, 19 listopada 2012

Spotkanie szyciowe w Krakowie

Odbyło się już dawno, dawno, bo w zeszłą sobotę. Piszę teraz bo nawał zajęć związany z układaniem sobie życia po powrocie do kraju, zablokował moje działania blogowe.
Spotkanie zorganizowały dwie fantastyczne blogerki: Dominika (http://www.o-rety.blogspot.com/) i  Joanna ( http://lolajoo.blogspot.com/). Należą im się wielkie brawa. Cel był szczytny, bo oprócz funkcji poznawczo-integracyjnej była też funkcja dobroczynna. Na spotkaniu szyłyśmy poduszki  i zabawki dla dzieci z Domu Pomocy Społecznej w Wierzbicach i Jaszkotlu koło Wrocławia. Było fantastycznie. Poznałam wiele ciekawych osób, blogerek i jeszczenieblogerek, uszyłam pokraczną kaczkę, objadłam się pysznym ciastem i zaznajomiłam się z okolicami Krakowa, których wcześniej nie znałam. 

Mam nadzieję, że takich spotkań będzie więcej:)
praca wre

Jak na każdym porządnym spotkaniu, na koniec trzeba było pstryknąć zdjęcie grupowe:)
 Efekty pracy.


No i na koniec moja pokraczna kaczka:)

piątek, 2 listopada 2012

Zima przyszła, a ja dalej nie wszywam rękawów

No właśnie. Mimo, że moje poczynania krawieckie nabierają rozpędu, w dalszym ciągu nie uszyłam jeszcze niczego z rękawami. Leniwa jestem po prostu. Sukienka, którą prezentuję dzisiaj w swojej pierwotnej wersji rękawy posiadała. Był to ten model z wrześniowej "Burdy":

Moja wersja sukienki jest zupełnie inna. Po pierwsze,  co już zostało powiedziane, nie ma rękawów,  poza tym jest krótsza i bardziej obcisła. Nie wszyłam też zamka, bo sukienka uszyta jest z dzianiny i zamek nie jest konieczny, niestety z tego samego powodu nie układa się tak dobrze jak można byłoby oczekiwać. Zdjęcia znowu wykonałam na tle ściany widocznej już w poprzednim poście. Kiedy uszyję wreszcie coś z rękawami, postaram się wyjść z tym w plener.
Pozdrawiam długoweekendowo:)



niedziela, 28 października 2012

James i Marylin CD


Od jakiegoś czasu ten weekend miałam zarezerwowany na szycie. W swoich wizjach  (jakże naiwnych) widziałam efekty sobotnio-niedzielnej pracy w postaci co najmniej dwóch sukienek i trzech przerobionych ubrań z ciucha. Niestety, mimo pogody zachęcającej do tego, żeby nie wychylać nosa z domu, nie udało mi się w pełni zrealizować sowich planów. Nie znaczy to jednak, że nic nie zrobiłam. Wreszcie zabrałam się za przeróbkę bluzki z pop-artowym wzorem. Długo zastanawiałam się jaką jej nadać formę. W końcu zdecydowałam się nie kombinować za bardzo i uszyć prostą bluzkę bez rękawów. Myślałam, że wyjdzie trochę dłuższa, ale niestety musiałam ją trochę bardziej przyciąć, żeby uzyskać mały, raczej łódkowy dekolt. W sumie jestem zadowolona. Taki wzór nie potrzebuje zbyt wymyślnej formy. Zamieszczam zatem zdjęcie zrobione na tle mojej przedremontowej, sypialnianej ściany. Zdjęcie jest mało estetyczne i w dodatku jestem na nim ciut rozczochrana i bez makijażu, ale jako, że nie widać na nim ani meblościanki i tandetnego dywanu,   ani wnętrza łazienki z suszącym się praniem, ani walających się na nie pościelonym łóżku ubrań, uznałam, że się nada.



Pozdrawiam śniegowo i lecę kończyć sdukienkę:)

wtorek, 23 października 2012

Tylko i aż -czyli sutasz

Tylko, bo tylko to udało mi się ostatnio zrobić. Takie tam broszeczki i kolczyki. Aż- bo to jednak wymagało trochę pracy. Przymierzam się do założenia sklepu na Etsy. Zbliżają się święta, może akurat ktoś się skusi na moje sutasze? W zeszłym roku sprzedałam trochę kolczyków. Zdjęć nie mam, bo jeszcze nie myślałam o dokumentowaniu swoich dokonań. Strasznie teraz żałuję, bo kolczyki były dużo bardziej wyszukane niż to, co prezentuję dzisiaj. A prezentuje to:







Planuję też zrobienie sutaszowego kołnierzyka, który będzie się doskonale komponował z prostą bluzką. Cóż, mam nadzieję, że ten pomysł nie pozostanie na długo w sferze zamierzeń i szybko doczeka się realizacji. Kolejny weekend tej realizacji sprzyjał raczej nie będzie, bo już sobie postanowiłam spędzić go przy maszynie. mam nadzieję, że uda mi się uszyć jeszcze jedna sukienkę i dokończyć przerabianie bluzki z ciucha.

środa, 17 października 2012

Lady in Red


No i udało się. Uszyłam swoją pierwszą sukienkę i chyba wyszła mi dobrze. Nie znaczy to oczywiście, że jest profesjonalnie wykończona, ale kto by się przejmował szczegółami. Sukienka powstała z wykroju zamieszczonego w sierpniowej "Burdzie".
Wykrój dostosowałam do swoich potrzeb. Przede wszystkim znacznie skróciłam, gdyż jako osoba nie obdarzona przez stwórcę zbyt dużą ilością centymetrów nie prezentuję się najlepiej w długości za kolano.
Moja sukienka jest zatem w wersji mini i kolorze czerwonym (stąd tytuł posta). Piękna pogoda sprawiła, że udało mi się moje dzieło sfotografować w całkiem miłym świetle. A tak prezentuje się ona z przodu, z tyłu, z kurteczką i bez kurteczki. A co tam, to moje pierwsze poważne dzieło i pierwsze moje zdjęcia na blogu więc umieszczam od razu cztery wersje siebie jako Lady in Red.




 A to sukienka z "Burdy", która była moim wzorem:







niedziela, 14 października 2012

James i Marylin



Rozpoczęcie przygody z szyciem pociągnęło za sobą częste odwiedziny w sklepach z tkaninami. Muszę przyznać, że trochę mnie rozczarował wybór tkanin w krakowskich sklepach. Liczyłam na większą ilość kolorów i wzorów. No, ale od czego są stare dobre second-handy. Tutaj zawsze można znaleźć coś ciekawego (najlepiej w dużym rozmiarze) i wykorzystać tkaninę. 

Ja najbardziej lubię buszować po ciucharniach dzień przed nową dostawą. Wtedy towar jest najtańszy a ja poluję na rzeczy, na które nikt inny nawet nie spojrzy więc nie ma obawy, że zostaną natychmiast wykupione. Kupuję zatem takie cacko, na mojej twarzy wyraźnie maluje się satysfakcja ze zdobyczy, twarz sprzedawcy z kolei przeważnie wyraża lekkie zdziwienie. No i bardzo dobrze bo właśnie dzięki temu jestem w stanie wyłowić coś naprawdę fajnego za dwa złote. Tyle właśnie zapłaciłam za pop-art bluzkowy, cudowne pomieszanie Jamesa Deana i Marylin Monroe. Jak przerobię, będzie szał:)


sobota, 22 września 2012

Na tak zwane oko



Nie ma to jak założyć bloga i po trzech postach porzucić go na kilka miesięcy:) No cóż, liczne zmiany i zawirowania w moim życiu nie pozwalały mi na spokojne działania. Najpierw była podróż finalna po regionie w którym mieszkałam, potem powrót na ojczyzny łono, po czym znowu hyc na miesiąc na wschód i znowu powrót do kraju, tym razem na stałe. 

Perspektywa osiadania w jednym miejscu była dla mnie jednoznacznym argumentem przemawiającym za zakupem maszyny do szycia. Tylko jaką maszynę kupić? Jako kompletny laik długo nie mogłam się zdecydować. W końcu dzięki pomógł pana Internet i profesor Youtube i zdecydowałam się na Elnę 1000.

Jeżeli jest maszyna, to trzeba szyć!!!! Tak sobie pomyślałam i uszyłam spódnicę. Na tak zwane oko. Kupiłam  tani materiał i postanowiłam stworzyć egzemplarz próbny. Tak sobie poprzeszywać po prostu. Nie używałam żadnego wykroju, pocięłam i zszyłam. Zamek wszyłam tył do przodu ( bynajmniej nie celowo). 
Ku mojemu zdumieniu spódnica wszyła całkiem udana. Szyłam ją raczej na próbę, przekonana, że wyrzucę niedoróbkę do kosza, a tu proszę, udało się. Kilka razy nawet ją założyłam. 

A wygląda ona tak:

A z tyłu tak:
Zdjęcia celowo nie są najlepsze, żeby spódnica wyglądała lepiej niż w rzeczywistości, a co tam!:)

wtorek, 5 czerwca 2012

BOKS PRZYCZYNĄ BOKSU?



Jak już wspomniałam wcześniej w kraju w którym żyję, second-handy pojawiają się rzadko. I muszę przyznać, że mi ich brakuje. Odwiedzanie tego typu miejsc przypomina bowiem polowanie połączone z szukaniem skarbu. Takie przygody mogą jednak okazać się czasem niebezpieczne. Przypomniał mi się dzisiaj pewien napis, który widziałam kiedyś nad kasą w sklepie z używaną odzieżą. Napis głosił: Klient trzymający prawego buta ma pierwszeństwo zakupu!!!!  Kiedy go zobaczyłam doszło do mnie, że musiał się tam pojawić nie bez powodu. Trzy wykrzykniki podpierające zdanie były oczywistym dowodem na to, że pomysł umieszczenia na wysokościach tak logicznej zasady, wymogły na właścicielach okoliczności.Musiało tu mieć miejsce jakieś bolesne zajście, dzika obuwnicza szarpanina, mordobicie być może nawet! Jednoaktowy dramat tekstylny na żywo! Ach, że mnie tam nie było! Ale nic to, nic straconego, może jeszcze uda mi się zobaczyć jakąś walkę. W końcu możliwości są. No bo buty jak buty, ale co z rękawami? Może się przecież zdarzyć i tak, że w gmatwaninie ktoś przyuważy ciekawy sweterek i pociągnie za rękaw (dajmy na to prawy) a z drugiej strony ktoś złapie za lewy. I co wtedy? Potencjał do zajścia jest!
 A wszystko dzięki boksom z kłębiącymi się w nich dobrami odzieżowymi. Muszę przyznać, że jestem zwolenniczką tego typu "eksponowania" towaru. I to nie tylko ze względu na możliwość obserwacji konfliktów między klientami (tych właściwie osobiście nigdy nie widziałam), chodzi mi raczej o poszukiwawczy charakter szperania w takiej górze ciuchów. Konotacje z szukaniem skarbu są w takim wypadku bardziej na miejscu, niż gdy człowiek elegancko przesuwa wieszaczki. I radość ze zdobyczy większa.
   

poniedziałek, 4 czerwca 2012

NADAL TOREBKOWO



Moja mama zawsze mi mówiła, że kiedyś zginę zasypana lawiną torebek. Ja się odgryzałam, że ona swoim torebkom ślubuje wierność "dopóki śmierć nas nie rozłączy". No i tak sobie przygadywałyśmy nawzajem słodko. Ale to było przed laty. Obecnie mama podryfowała jednak w stronę torebkowej poligamii, ja natomiast kupuję ich coraz mniej. Nie, żebym straciła nimi zainteresowanie. Jako osoba nie mieszkająca na stałe w jednym miejscu muszę w miarę możliwości ograniczać ilość posiadanego dobytku. Dlatego kiedy idę na zakupy, staram się odwieść sama siebie od nabywania zbyt wielkiej ilości dobra, bo przeraża mnie wizja konieczności zwiezienia tego wszystkiego na powrót do kraju.
Nie oznacza to oczywiście, że się powstrzymuję i kupuję tylko rzeczy praktyczne i potrzebne. Zawsze  kiedy przyjeżdżam do Polski  bez skrępowania oddaję się szaleństwu zakupów, odwiedzania secand- handów ( w "moim" kraju ich raczej nie ma) i tworzenia różnych rzeczy.

Torebka, którą prezentuję poniżej jest właśnie efektem twórczego szału, który mnie ogarnął tej zimy w Krakowie. Jest zrobiona całkowicie ręcznie (czyli uszyta za pomocą igły i nitki, bo maszyny do szycia jeszcze sobie nie kupiłam), ozdobiona sutaszem, niektóre elementy wymagały zamordowania starego paska. Filc kupiłam w sklepie szewskim. Dzieło podarowałam siostrze, więc nie obciążyło mojego bagażu kiedy wracałam do Baku.





sobota, 2 czerwca 2012

WPIS PIERWSZY NA WPÓŁ UROCZYSTY



- Rób zdjęcia, rób zdjęcia!! Bloga załóż!

Tak mi mówili różni ludzie, więc zakładam! Każdy teraz ma bloga przecież, to ja też mogę. Będę tu sobie prezentować różne swoje dzieła i zaspokajać rządzę chwalenia się nimi na forum publicznym. A co!

Będę tu pokazywać rzeczy najróżniejsze. Od robionej ręcznie biżuterii i ubrań po zdjęcia z moich podróży, które w jakiś sposób mnie zainspirowały. Miłej lektury:)


Na początek torebka. Kupiłam ją w second-handzie za 1 zł (słownie: jeden złoty)!!! Cena mnie zaskoczyła głównie dlatego, że torebka jest skórzana i w doskonałym stanie. Oczywiście postanowiłam ją trochę przerobić a, że akurat miałam wtedy obsesję na punkcie sutaszu (nadal trochę mam) stwierdziłam, że ten sposób zdobienia będzie jak znalazł. No i wyszło to, co wyszło. Mnie się podoba:)

Przed: kolor w rzeczywistości jest ciut jaśniejszy


Po: Niby szczegół a od razu ciekawiej.